Naprotechnologia nam pomogła
Dzisiaj trochę inaczej - niekulinarnie - ale temat bliski i chciałabym się podzielić z Wami pewną historią... Z historią, która zakończyła się szczęśliwie, w sumie jeszcze nie wiemy czy tak naprawdę się zakończyła, na pewno ciągle trwa. Na blogu Dagmary przeczytałam o akcji Blogerzy vs Niepłodność i postanowiłam napisać o naszym doświadczeniu niepłodności. Może trochę niefortunnie, bo blog kulinarny przecież, ale chodzi o bardzo ważną akcję. I bardzo potrzebną. Zdecydowałam napisać o naprotechnologii, o naszym doświadczeniu z nią związanym, o leczeniu i nadziei...
Z naprotechnologią spotkaliśmy się ponad 7 lat temu, po bardzo trudnym momencie w naszym życiu mianowicie po stracie pierwszego dziecka. Lekarz, do którego poszłam do kontroli po pobycie w szpitalu okazał się naprotechnologiem i spytał czy nie chcemy podjąć się leczenia. Chcieliśmy. Skierował nas więc do pani instruktorki, pod której okiem uczyliśmy się obserwacji organizmu metodą Creightona.
Był to trudny czas dla nas, ból po stracie ciągle obecny, mozolne i trudne (zwłaszcza na początku) obserwacje, problemy finansowe, szukanie mieszkania, przy tym dość częste pytania znajomych, rodziny kiedy dziecko, dyskretne obserwowanie brzucha przez niektórych znajomych - to wszystko bolało tym bardziej, że dusiliśmy to w sobie i tylko kilka osób wiedziało jak jest naprawdę.
Podczas obserwacji pani instruktor kierowała nas na konkretne badania, dużo moich problemów zdrowotnych wyszło już na etapie obserwacji, a zostało później potwierdzone badaniami. Po 3 cyklach z kartą obserwacji udaliśmy się do lekarza, który po ponad godzinnej rozmowie zlecił konkretne badania, konkretne leki w konkretnych dniach cyklu. Przy czym był bardzo serdeczny, traktował nas z szacunkiem, odpowiadał na trudne a czasem nasze głupie pytania, uspokajał.
Po kilku miesiącach leczenia wyniki mieliśmy już dobre (zdiagnozowano m.in. niedoczynność tarczycy, niewłaściwy poziom progesteronu, nietolerancję pokarmową) lekarz skierował mnie na laparoskopię, która miała potwierdzić lub wykluczyć endometriozę. Nie zgodziłam się. Nie miałam na to już siły. Lekarz to uszanował, a jednocześnie ciągle monitorował nasze wyniki. Niedługo potem zaszłam w ciążę więc laparoskopia nie była potrzebna. Ciąża przebiegała prawidłowo, następna również. I kolejna. Z zajściem w ciążę i przebiegiem kolejnych ciąż nie miałam żadnych problemów dzięki podjętemu wcześniej leczeniu.
Naprotechnologia nam pomogła - i nie chcę opisywać w czym jest lepsza czy gorsza od innych metod. Dla mnie najważniejsze jest to, że naprotechnologia SZUKA przyczyn niepłodności i konkretnie je leczy przy pełnym poszanowaniu kobiety i mężczyzny. I to że dzięki niej mam już troje dzieci. Niepłodności nie widać... Jeśli cierpisz z powodu niepłodności to szukaj lekarzy, szukaj rozwiązań, nie poddawaj się, choć wiem jak ciężko znaleźć siły. Nie pytaj znajomych, rodzinę kiedy dziecko, bo nie wiesz czy akurat ci, których pytasz nie cierpią bardziej słysząc to od ciebie. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o leczeniu naprotechnologicznym zerknij na stronę kliniki Macierzyństwo i Życie, napisz komentarz pod tym postem lub wiadomość prywatną. I nie bój się, bo nie jesteś sama/jesteście sami z tym problemem.
Z naprotechnologią spotkaliśmy się ponad 7 lat temu, po bardzo trudnym momencie w naszym życiu mianowicie po stracie pierwszego dziecka. Lekarz, do którego poszłam do kontroli po pobycie w szpitalu okazał się naprotechnologiem i spytał czy nie chcemy podjąć się leczenia. Chcieliśmy. Skierował nas więc do pani instruktorki, pod której okiem uczyliśmy się obserwacji organizmu metodą Creightona.
Był to trudny czas dla nas, ból po stracie ciągle obecny, mozolne i trudne (zwłaszcza na początku) obserwacje, problemy finansowe, szukanie mieszkania, przy tym dość częste pytania znajomych, rodziny kiedy dziecko, dyskretne obserwowanie brzucha przez niektórych znajomych - to wszystko bolało tym bardziej, że dusiliśmy to w sobie i tylko kilka osób wiedziało jak jest naprawdę.
Podczas obserwacji pani instruktor kierowała nas na konkretne badania, dużo moich problemów zdrowotnych wyszło już na etapie obserwacji, a zostało później potwierdzone badaniami. Po 3 cyklach z kartą obserwacji udaliśmy się do lekarza, który po ponad godzinnej rozmowie zlecił konkretne badania, konkretne leki w konkretnych dniach cyklu. Przy czym był bardzo serdeczny, traktował nas z szacunkiem, odpowiadał na trudne a czasem nasze głupie pytania, uspokajał.
Po kilku miesiącach leczenia wyniki mieliśmy już dobre (zdiagnozowano m.in. niedoczynność tarczycy, niewłaściwy poziom progesteronu, nietolerancję pokarmową) lekarz skierował mnie na laparoskopię, która miała potwierdzić lub wykluczyć endometriozę. Nie zgodziłam się. Nie miałam na to już siły. Lekarz to uszanował, a jednocześnie ciągle monitorował nasze wyniki. Niedługo potem zaszłam w ciążę więc laparoskopia nie była potrzebna. Ciąża przebiegała prawidłowo, następna również. I kolejna. Z zajściem w ciążę i przebiegiem kolejnych ciąż nie miałam żadnych problemów dzięki podjętemu wcześniej leczeniu.
Naprotechnologia nam pomogła - i nie chcę opisywać w czym jest lepsza czy gorsza od innych metod. Dla mnie najważniejsze jest to, że naprotechnologia SZUKA przyczyn niepłodności i konkretnie je leczy przy pełnym poszanowaniu kobiety i mężczyzny. I to że dzięki niej mam już troje dzieci. Niepłodności nie widać... Jeśli cierpisz z powodu niepłodności to szukaj lekarzy, szukaj rozwiązań, nie poddawaj się, choć wiem jak ciężko znaleźć siły. Nie pytaj znajomych, rodzinę kiedy dziecko, bo nie wiesz czy akurat ci, których pytasz nie cierpią bardziej słysząc to od ciebie. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o leczeniu naprotechnologicznym zerknij na stronę kliniki Macierzyństwo i Życie, napisz komentarz pod tym postem lub wiadomość prywatną. I nie bój się, bo nie jesteś sama/jesteście sami z tym problemem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz